Umówmy się - to nie jest najbardziej lubiany kolor we wnętrzach. Trochę dlatego, że nie do końca wiemy, jak się za niego zabrać, trochę, bo kojarzy się z wesołymi latami 90' i obciachowymi tapetami. Żółty generalnie łączymy z wiosną, ze świętami wielkanocnymi, kurczakiem i jajkiem. I u większości tam pozostaje. Dobrze mówię?
Mnie jednak wydaje się, że to właśnie teraz, przy tej szarudze, chlapie i zimnicy powinniśmy pomóc sobie tym słonecznym kolorem. Dorzucić go, choćby w drobiazgach do naszych szarych wnętrz, żeby zapobiec chandrze, która niewątpliwie czai się za rogiem. Bo w końcu kupno kilku żółtych poduszek będzie kosztowało mniej, niż zimowe wakacje w ciepłym kraju albo kuracja prozac'iem.